Są obślizgłe i mają jasną, wręcz białą muszlę (ale tylko czasem). Lubią wychodzić w miejscach, gdzie ludzie wybierają się na spacery. I jest ich na ścieżkach coraz więcej. Są niebezpieczne więc musisz je rozdeptać. Nie ma innego wyjścia.
Tyle, że to wszystko to nieprawda. No może oprócz tego deptania. Bo jak tu nie nadepnąć drania?
Ostatnio rzadko pojawiam się w rodzinnych stronach, ale "święta" to doskonały powód na wyjazd z zatłoczonej Warszawy. A jak święta to zazwyczaj przejedzenie. A na przejedzenie najlepszy jest spacer. I tak też zrobiliśmy.
Wybór padł na gruntową ścieżkę wśród nadrzecznych łąk prowadzącą do budowanego "miasteczka sitarzy". Ścieżka na pierwszy rzut oka wydawała się zupełnie pusta lecz zapuszczając się na nią coraz głębiej zauważyliśmy, że nie jesteśmy sami. Wręcz przeciwnie stało się bardzo tłoczno.
Na naszej ścieżce spotkaliśmy dziesiątki jeśli nie setki ślimaków. Małych, wyluzowanych i żyjących wolnym tempem osobników, których mottem życiowym jest: "Po co się śpieszyć? Trawa przecież nie ucieknie :)". Pewnie, że nie ucieknie. Ludziom też większość rzeczy nie ucieka, a lecą "na łeb, na szyję" i nie dostrzegają niczego dookoła. I tracą na tym.
Domi swoim zwyczajem zaczęła "ratować" napotkane ślimaki delikatnie ściągając je z drogi i odkładając na listki, ale po pierwsze maluchów było za dużo, a po drugie po co ściągać je z wybranej ścieżki? Przecież one idą sobie tam, gdzie chcą i tak szybko jak tego potrzebują.
Niestety spotkaliśmy też wiele ofiar. Leżały z pękniętymi skorupami rozwleczone na ścieżce. Fakt ślimaków było dużo, ale nie na tyle dużo, żeby nie dało się ich ominąć. Osoby idące tą ścieżką wcześniej musiały być po prostu sadystami i głupcami. To było przecież życie, a życie wcale nie jest tak powszechne jak nam się wydaje. Fakt na naszej Ziemi życie jest, ale rozglądając się wszędzie dookoła wszystkie planety są zimne, twarde i martwe. Szanujmy więc życie szczególnie, gdy nie stanowi ono dla nas zagrożenia.
A ze ślimakiem proponuje pogadać: "Ślimak, ślimak pokaż rogi...".
Tyle, że to wszystko to nieprawda. No może oprócz tego deptania. Bo jak tu nie nadepnąć drania?
Ostatnio rzadko pojawiam się w rodzinnych stronach, ale "święta" to doskonały powód na wyjazd z zatłoczonej Warszawy. A jak święta to zazwyczaj przejedzenie. A na przejedzenie najlepszy jest spacer. I tak też zrobiliśmy.
Wybór padł na gruntową ścieżkę wśród nadrzecznych łąk prowadzącą do budowanego "miasteczka sitarzy". Ścieżka na pierwszy rzut oka wydawała się zupełnie pusta lecz zapuszczając się na nią coraz głębiej zauważyliśmy, że nie jesteśmy sami. Wręcz przeciwnie stało się bardzo tłoczno.
Na naszej ścieżce spotkaliśmy dziesiątki jeśli nie setki ślimaków. Małych, wyluzowanych i żyjących wolnym tempem osobników, których mottem życiowym jest: "Po co się śpieszyć? Trawa przecież nie ucieknie :)". Pewnie, że nie ucieknie. Ludziom też większość rzeczy nie ucieka, a lecą "na łeb, na szyję" i nie dostrzegają niczego dookoła. I tracą na tym.
Domi swoim zwyczajem zaczęła "ratować" napotkane ślimaki delikatnie ściągając je z drogi i odkładając na listki, ale po pierwsze maluchów było za dużo, a po drugie po co ściągać je z wybranej ścieżki? Przecież one idą sobie tam, gdzie chcą i tak szybko jak tego potrzebują.
Niestety spotkaliśmy też wiele ofiar. Leżały z pękniętymi skorupami rozwleczone na ścieżce. Fakt ślimaków było dużo, ale nie na tyle dużo, żeby nie dało się ich ominąć. Osoby idące tą ścieżką wcześniej musiały być po prostu sadystami i głupcami. To było przecież życie, a życie wcale nie jest tak powszechne jak nam się wydaje. Fakt na naszej Ziemi życie jest, ale rozglądając się wszędzie dookoła wszystkie planety są zimne, twarde i martwe. Szanujmy więc życie szczególnie, gdy nie stanowi ono dla nas zagrożenia.
A ze ślimakiem proponuje pogadać: "Ślimak, ślimak pokaż rogi...".
Jak byłam mała to też zbierałam ślimaki :)
OdpowiedzUsuńhttp://sweet-cherry-lady.blogspot.com/